czwartek, 17 lutego 2011

Po przerwie

Jestem znowu. Powrót na łono wirtualnego pamiętnika zajął mi, jak widać, sporo czasu. No cóż, od kiedy jest na świecie mała Hania gonię w piętkę i mam problem z wygospodarowaniem czasu dla siebie. Tym bardziej chylę czoła przed niektórymi matkami, są takie co mają po dwie pociechy i więcej i jakoś się ogarniają. Jak one to robią, że oprócz zwykłych domowych czynności mają jeszcze czas na gotowanie, szycie, odnawianie mebli oraz inne cuda, które nie mieszczą mi się w głowie? Pojęcia nie mam! Mam kilka ulubionych blogów, na które lubię zaglądać, większość z nich piszą kobiety, które mają małe dzieci i co one tam pokazują, jakie rzeczy wyczyniają to po prostu masakra jakaś i tak sobie czasem myślę czy to ze mną jest coś nie tak, czy te dziewczyny są jakimiś cyborgami, a może mają takie dzieci co śpią przez pół dnia? Sama już nie wiem.
Tak czy inaczej postanowiłam, że będę częściej dokumentować swoją rzeczywistość.
Córcia moja ukochana skończyła już roczek. Taka już duża z niej panna i tyle już potrafi i rozumie, że nie mogę się nadziwić jak bardzo rozwija się taki mały człowiek. Jeszcze 365 dni temu była prawie ślepym, bezbronnym noworodkiem, a teraz są już pierwsze żarciki i kombinacje jak tu ukryć przed mamunią swoją ukochaną np. obierkę z ziemniaka i szybko wpakować ją do buzi żeby rzeczona mamunia nie wiedziała o co się rozchodzi. Tak, tak, takie są już sztuczki i występki. A moje matczyne serce rośnie i pęcznieje z dumy, że taką mam rezolutną córcię i że w ogóle jestem mamą.
Generalnie, przez te kilka miesięcy nie działo się zbyt wiele, moja uwaga, w większości, całkowicie skupiała się na Hani. Przez ostatnie pół roku moje życie nabrało tempa bo dziecko zaczęło raczkować, chorować, wyrżnęły się kolejne zęby, potem Hanna zaczęła chodzić, w kalendarzu pojawiły się kolejne terminy szczepień, w diecie nowe potrawy i tak nie wiadomo kiedy weszliśmy w 2011 rok.
W tzw. międzyczasie przestałam karmić piersią i odcięłam trochę dziecko od pępowiny, czyt. co raz częściej powierzałam je dziadkom. Na skutek powyższych działań zaliczyłam kilka domowych imprez, jeden wypad do klubu szantowego oraz dwa seanse w kinie. Myślę, że jest nieźle i powoli wracam do normalnego życia.
I to chyba tyle jak na pierwszy post po tak długiej przerwie.