niedziela, 23 maja 2010

Nad rzeka, której nie ma

Kilkanaście dni temu stacja tvp kultura przypomniała film "Nad rzeką, której nie ma". Widziałam ten film jeden raz, sto lat temu, kiedy chodziłam jeszcze do liceum i pamiętam, że zrobił na mnie ogromne wrażenie.
To nie był żaden Kroll czy inne Psy, które były tak popularne w tamtych czasach, lecz subtelny, delikatny obraz przenoszący widza do czasów lat 60-tych, które stały się tłem pięknej ale niespełnionej historii miłosnej dwojga młodych ludzi, w tych rolach śliczna Joanna Trzepiecińska i boski Marek Bukowski (ha, jak się zrymowało).
Z wielką przyjemnością obejrzałam film po raz kolejny i przyznaję, że i tym razem bardzo mi się podobał.
Przypomniały mi się czasy kiedy byłam nastolatką i zatęskniłam za tą beztroską i tamtymi wakacjami, powspominałam dawne letnie miłości i westchnęłam z żalem, że to se newrati...
Piękny film, a w nim piękne plenery, urokliwy klimat prowincjonalnego miasteczka, piękna oprawa muzyczna z moją ulubioną piosenką Piotra Szczepanika "Żółte kalendarze".
Naprawdę świetne kino, do powtórnego obejrzenia, pewnie rozejrzę się za płytą dewede a jak znajdę to zakupię.
Zdjęcie skopiowałam z serwisu www.filmpolski.pl

środa, 19 maja 2010

Praca, Hania, weekend

Niestety nieuchronnie zbliża się czas mojego powrotu do pracy. Urlop macierzyński dobiega końca. Z trudem wyobrażałam sobie pierwszy dzień w pracy i rozstanie z córeczką, tymczasem spadła na mnie nieoczekiwana wiadomosc, nie chcą mnie na moim dawnym stanowisku, tzw. redukcja etatu.
Dostałam propozycję pracy w innym dziale. Sama praca jest ok, ale człowiek, który potencjalnie będzie moim szefem jest znanym gnębicielem, złośliwcem uwielbiającym wyżywac się na podwładnych, zresztą był taki okres kiedy sama doświadczyłam tego na własne skórze.
I teraz nie wiem co robic, jestem w takiej sytuacji, że muszę pracowac, chociaż zdecydowanie wolałabym zostac w domu i opiekowac się córeczką, z drugiej strony nigdy nie przepadałam za firmą, w której pracuję, ponieważ atmosfera pracy jest po prostu straszna i tak sobie myślę, że może to jest właśnie taki pzrełomowy moment i czas na zmianę pracy...
Mam burzę mózgu, każdego dnia podejmuję inną decyzję po to aby po paru godzinach stwierdzic, ze jest do bani.
Dawno się tak nie miotałam, są chwilę kiedy myślę sobie to tylko praca, nie ma co się utożsamiac i z góry zakładac, że będzie źle, musisz zarabiac, koniec kropka a potem czuję, że nie dam rady bo wiem, że będzie strasznie, bo wiem, że każdy kto współpracował z tym człowiekiem tak dostawał w kosc, że odchodził z pracy, nierzadko z wielkim hukiem, we łzach (dziewczyny), na skutek wielkiej awantury. Z kolei poszukiwanie nowej pracy może trochę potrwac poza tym ciężko będzie chodzic na rozmowy kwalifikacyjne mając małe dziecko w domu.
Ech, strasznie to wszystko skomplikowane, kolejny dzień głowię się nad tym i nadal nie wiem jaką decyzje podjąc a czasu co raz mniej.

Z weselszych rzeczy to oczywiście Hania i jeszcze raz Hania :)  moja córka rośnie pięknie i jest nieustającym źródłem wielkiej radości.
Aktualnie jest na etapie chwytania przedmiotów i powoli doprowadza tę nową umiejętnosc do perfekcji. Oczywiście wszystko co chwyci wędruje do buzi a każda nieudana próba polizania czegoś wywołuje straszne zniecierpliwienie mojego dziecka :)
Poza tym Hania ślini się strasznie dlatego obowiązkowym elementem każdego stroju są śliniaczki, ktore mamunia musi zmieniac trzy, cztery razy dziennie ponieważ są ciągle opluwane i przeżuwane.
A jutro idziemy z Hanną na kolejne szczepienie, przy okazji dowiem się jak moje dziecko przybrało na wadze w ciągu ostatnich sześciu tygodni, taka wiedza dla każdej mamy jest niezwykle cenna :)

I na koniec jeszcze jeden miły akcent. Kupiliśmy z M. lepsze autko i w sobotę jedziemy na Suwalszczyznę kontemplowac uroki wiosny :) Nie mogę się już doczekac!!!