niedziela, 23 maja 2010

Nad rzeka, której nie ma

Kilkanaście dni temu stacja tvp kultura przypomniała film "Nad rzeką, której nie ma". Widziałam ten film jeden raz, sto lat temu, kiedy chodziłam jeszcze do liceum i pamiętam, że zrobił na mnie ogromne wrażenie.
To nie był żaden Kroll czy inne Psy, które były tak popularne w tamtych czasach, lecz subtelny, delikatny obraz przenoszący widza do czasów lat 60-tych, które stały się tłem pięknej ale niespełnionej historii miłosnej dwojga młodych ludzi, w tych rolach śliczna Joanna Trzepiecińska i boski Marek Bukowski (ha, jak się zrymowało).
Z wielką przyjemnością obejrzałam film po raz kolejny i przyznaję, że i tym razem bardzo mi się podobał.
Przypomniały mi się czasy kiedy byłam nastolatką i zatęskniłam za tą beztroską i tamtymi wakacjami, powspominałam dawne letnie miłości i westchnęłam z żalem, że to se newrati...
Piękny film, a w nim piękne plenery, urokliwy klimat prowincjonalnego miasteczka, piękna oprawa muzyczna z moją ulubioną piosenką Piotra Szczepanika "Żółte kalendarze".
Naprawdę świetne kino, do powtórnego obejrzenia, pewnie rozejrzę się za płytą dewede a jak znajdę to zakupię.
Zdjęcie skopiowałam z serwisu www.filmpolski.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz