Kilkanaście dni temu stacja tvp kultura przypomniała film "Nad rzeką, której nie ma". Widziałam ten film jeden raz, sto lat temu, kiedy chodziłam jeszcze do liceum i pamiętam, że zrobił na mnie ogromne wrażenie.
To nie był żaden Kroll czy inne Psy, które były tak popularne w tamtych czasach, lecz subtelny, delikatny obraz przenoszący widza do czasów lat 60-tych, które stały się tłem pięknej ale niespełnionej historii miłosnej dwojga młodych ludzi, w tych rolach śliczna Joanna Trzepiecińska i boski Marek Bukowski (ha, jak się zrymowało).
Z wielką przyjemnością obejrzałam film po raz kolejny i przyznaję, że i tym razem bardzo mi się podobał.
Przypomniały mi się czasy kiedy byłam nastolatką i zatęskniłam za tą beztroską i tamtymi wakacjami, powspominałam dawne letnie miłości i westchnęłam z żalem, że to se newrati...
Piękny film, a w nim piękne plenery, urokliwy klimat prowincjonalnego miasteczka, piękna oprawa muzyczna z moją ulubioną piosenką Piotra Szczepanika "Żółte kalendarze".
Naprawdę świetne kino, do powtórnego obejrzenia, pewnie rozejrzę się za płytą dewede a jak znajdę to zakupię.
Zdjęcie skopiowałam z serwisu www.filmpolski.pl 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz