niedziela, 6 marca 2011

Chorobowo

Mam za sobą ciężkie dni. Hanna rozchorowała się, ni z gruszki, ni z pietruszki. W dodatku w weekend, kiedy wywieźliśmy ją do dziadków i zaplanowaliśmy romantyczny czas we dwoje. Oczywiście to, że z naszych planów nic nie wyszło nie miało znaczenia, szkoda tylko było nam córci, która dostała wysokiej temperatury i dziadków, którzy czuli się winni choroby i bezradni wobec zaistniałej sytuacji.
W sobotę wieczorem przywieźliśmy Hankę do domu i przez całą noc walczyliśmy z nieustępującą gorączką.
W niedzielę od rana rozpoczęłam poszukiwania pediatry i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu okazało się, że, wcale nie jest łatwo znaleźć lekarza, który za kasę przyjechałby do chorego dziecka w weekend. Na szczęście znalazła się jedna Pani doktor, która zgodziła się nam pomóc, nie bez oporów, bo właśnie wróciła z urlopu, jednak oceniła, że sytuacja jest na tyle niefajna, że trzeba zbadać dziecko. Przyjechała, zbadała i zasugerowała, że Hanka ma tzw. "trzydniówkę". Nigdy nie słyszałam o takiej chorobie jednak w poniedziałek okazało się, że diagnoza była jak najbardziej trafna, Hanka przestała gorączkować natomiast obsypało ją plamami od stóp do głów i taki stan utrzymywał się przez trzy doby po czym wysypka zanikła równie niespodziewanie jak się pojawiła.
Choroba niby niegroźna jednak to co działo się z moim dzieckiem przez te wszystkie dni to była jakaś masakra. Wiadomo, że najgorszy był okres kiedy gorączkowała, temperatura sięgająca 40 stopni przyprawia każdego rodzica o palpitację serca. Później też nie było łatwo, Hanna była rozdrażniona i na maksa nieznośna, na dodatek przestała jeść i apetytu nie odzyskała do dziś. Były chwile kiedy myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok albo zwariuję sobie radośnie, jednak jak każda matka, zostałam wyposażona przez naturę w morze cierpliwości i ocean umiejętności dostosowywania się do sytuacji. Jakoś to wszystko przetrwałam i śmiem twierdzić, że każda mama w sobie coś z komandosa :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz