A właściwie po urlopie, który jak każdy urlop był zdecydowanie za krótki.
Na szczęście wypoczęłam i naładowałam baterie nadwyrężone ciężką pracą na etacie mamy. Nareszcie mialam męża przy boku i mogłam np. bez stresu skorzystac z toalety wiedząc, że moje ruchliwe dziecko jest pod dobrą opieką i nic mu nie grozi :)
Było naprawdę super! Pogoda dopisała rewelacyjnie więc każdego dnia spędzaliśmy mnóstwo czasu na świeżym powietrzu.
Zdobyliśmy trzy szczyty, pierwsze w życiu Hanny! Jak tak dalej będzie to moja córka przejdzie przez życie jak burza! Dzielna dziewczynka, była super grzeczna i marudziła tylko wtedy kiedy była już naprawdę śpiąca, poza tym sprawowała się rewelacyjnie i doskonale znosiła piesze wędrówki w nosidle na plecach tatusia. Poza tym w czasie tego wyjazdu moje dziecko zaczęło raczkowac!
Sporo zobaczyliśmy, min. wspaniały zamek w Starej Lubovnej na Słowacji, gdzie załapaliśmy się na pokaz z sokolnictwa oraz Czerwony Klasztor, także bardzo ciekawe miejsce warte odwiedzenia. Przeprawialiśmy się przez Dunajec, wędrowaliśmy przez Wąwóz Homole i po raz kolejny odwiedziliśmy Czorsztyn i Niedzicę gdzie tradycyjnie poszliśmy na pierogi.
Mieszkaliśmy w pięknym miejscu, tuż obok Rezerwatu Białej Wody, w bardzo fajnym domku u przemiłych ludzi. Fajna była tez cena za naprawdę super warunki, 40 pln od osoby za noc w pokoju z łazienką to chyba aktualnie kwota dosyc kosmiczna. Jestem zdecydowanie estetką i nie zadowalam sie byle czym, tak więc szukałam miejsca gdzie byłoby naprawdę przytulnie i znalazłam, własciciele zadbali o to żeby pokoje byle miłe dla oka, nie przeładowane sprzętami i co ważne naprawde czyste. Nasz dom położony w dolinie gwarantował piękne widoki, co rano podziwiałam z balkonu owce schodzące z hal, najbliższy sąsiad 300 m. dalej a więc cisza, spokój i co za tym idzie wspaniały odpoczynek od zgiełku miasta.
Naopychalam sie oscypami i bundzami od baców, że ho ho i do domu jeszcze nawiozłam, tak więc przez ostatnie dni na moim stole króluje syr. W ogóle uwielbiam jedzenie w górach, oprócz serów chętnie pałaszuję wszelkie placki po góralsku czy hajducku oraz próbuję innych, nieznanych mi, potraw regionalnych, tym razem po raz pierwszy jadłam baraninę i bardzo mi smakowała. Poza tym w Szczawnicy odkryliśmy pyszne tradycyjne lody, w 100% naturalne i piekarnię gdzie pieką taki chleb jaki pamiętam z dzieciństwa, kiedy spędzałam wakacje u Babci na wsi.
Te wszystkie smaki, zapachy i widoki spowodowały, że bardzo chcemy z M. pojechac w Pieniny w październiku, na jakiś dłuższy weekend, wiem, że góry o tej porze roku wyglądają szczególnie pięknie. Chęci są, gorzej z kasą, odkąd jestem na urlopie wychowawczym trochę mniej mamy środków płatniczych do dyspozycji ale może się uda.
Wróciłam uśmiechnięta, zrelaksowana, odciążona i schudnięta (znowu! niedługo będę jak nitka). Szkoda, że następny dłuższy urlop dopiero za rok...







